Pisać po angielsku, czy nie pisać? Wiele jest wokół tego tematu dyskusji i kontrowersji. Postanowiłam dorzucić do tego ogródka kamyczek od siebie. Spojrzałam na temat nie tylko z perspektywy autorki tekstów i instruktorki pisania, ale i z perspektywy osoby, która śpiewa i uczy śpiewu.
Na początek argumenty za.
Pierwszy argument, jaki się nasuwa, jest taki, że piosenka w języku angielskim jest bardziej uniwersalna i ma szanse dotrzeć do szerszej (globalnej) publiczności.
W niektórych gatunkach muzycznych (na przykład w szeroko rozumianej muzyce klubowej) granice geograficzne mają mniejsze znaczenie, bo twórczynie i twórcy tej muzyki działają na arenie międzynarodowej i wtedy teksty po angielsku wydają się bardziej adekwatne.
Drugi często przytaczany argument jest taki, że pewne rzeczy łatwiej wyrazić po polsku. Czasem z powodów emocjonalnych – opowiadanie o osobistych tematach w języku ojczystym dla wielu osób jest trudniejsze niż po angielsku. A czasem z powodów językowych – to, co po polsku brzmi kiczowato, czasem po angielsku brzmi zupełnie normalnie.
I trzeci argument, język angielski jest językiem samogłoskowym, w odróżnieniu od spółgłoskowego języka polskiego. Oznacza to, że w słowach angielskich jest więcej samogłosek niż spółgłosek, a to z kolei sprawia, że teksty po angielsku łatwiej się śpiewa. Dlaczego tak jest? Odpowiem na to pytanie bazując na moim 10-letnim doświadczeniu w vocal coachingu.
Z perspektywy fizjologicznej, to samogłoska niesie głos, bo trakt głosowy jest otwarty. Spółgłoska zawsze jest tamą na tej rzece. Spółgłoskowe teksty będą bardziej dynamiczne, jeśli natomiast zależy nam na miękkim, płynącym brzmieniu, samogłoski są do tego lepszą drogą.
Druga rzecz jest taka, że w języku angielskim mamy do dyspozycji więcej samogłosek niż w języku polskim. W naszym ojczystym języku samogłosek jest 8, a w angielskim mamy ich 12 a do tego dodatkowo 8 dyftongów, czyli zbitek dwóch samogłosek. To z kolei sprawia, że łatwiej jest sięgnąć po magiczne narzędzie wokalistów, a mianowicie modyfikację samogłosek.
Modyfikacja samogłoski to jej akustyczne przesunięcie w stronę innej samogłoski, dzięki czemu akustycznie ma ona szansę zaistnieć na określonej wysokości dźwięku. Upraszczając, istnieją ograniczenia natury fizycznej, które sprawiają, że nie każdą samogłoskę da się zaśpiewać na poszczególnych dźwiękach skali. Modyfikując samogłoskę, rozszerzamy wachlarz dźwięków, które są możliwe do zaśpiewania.
Tylko że po polsku zmodyfikowana samogłoska najczęściej brzmi po prostu jak zniekształcona. A po angielsku takie na przykład “a” można zaśpiewać na kilka różnych sposobów i dalej będzie brzmieć jak “a”. Dzięki temu na tekstach anglojęzycznych można bardziej wokalnie poszaleć.
Z tych powodów w 1994 roku Edyta Górniak wywołała niemały skandal, bo na próbie do Eurowizji zaśpiewała fragment piosenki “To nie ja” w języku angielskim. Tłumaczyła to tym, że była przeziębiona, a po angielsku śpiewa się łatwiej ze względu właśnie na nieco inny mechanizm emisji głosu w tym języku. Pech chciał, że w tamtych czasach śpiewanie w języku innym niż narodowy było na Eurowizji (również podczas prób) zabronione.
Co ciekawe, na stronie polskiej historii Eurowizji sformułowanie “nieco inną emisję” jest ujęte w cudzysłów, jakby podając w wątpliwość jego słuszność. Tymczasem, jak pisałam wyżej, jest to fakt wynikający zarówno z fizyki (akustyki), jak iz fizjologii ludzkiego głosu i Edyta Górniak, będąc wokalistką wybitną, czuła to i wiedziała już 30 lat temu.
Podsumowując, pisanie po angielsku ma wiele zalet. Jakie są zatem argumenty przeciw?
Wiele osób w środowisku muzycznym i radiowym uważa, że pisanie po angielsku jest jednak jakąś formą skoku w bok, czy po prostu artystyczną fanaberią.
Istnieje też przekonanie, że pisanie po angielsku to zabawa dla początkujących tekściarzy, którzy jeszcze nie opanowali sztuki pisania w języku polskim.
Piosenki po angielsku nie skorzystają też z przywileju wynikającego z ustawy nakazującej rozgłośniom radiowym, aby 33% utworów słowno-muzycznych emitowanych na antenie, wykonywanych było w języku polskim.
Kontrowersyjna jest też kwestia akcentu. Są osoby, które uważają polski akcent w śpiewanych po angielsku piosenkach za fajny twist, który sprawia, że wykonanie jest bardziej interesujące i wyróżnia się na tle innych. Wiele osób jednak słyszalny polski akcent krytykuje.
Wracając do pytania z początku artykułu, to znaczy, czy pisać teksty piosenek po angielsku, czy raczej tego unikać, myślę, że nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi.
Jeśli czytasz moje artykuły, albo znasz podręcznik “Piosenkopisanie”, to wiesz, że głęboko wierzę w swobodę wyrazu artystycznego, ale też w spójność działań, jakie podejmujesz, z Twoimi celami.
To pierwsze to dla mnie serce. To drugie to głowa.
Jeśli Twoje serce i głowa mówią Ci to samo, masz swoją odpowiedź. Pisz w języku, w którym łatwiej Ci się wyrazić, w którym wyrażasz się pełniej, albo pisz w obu językach, eksperymentuj z nimi. Jeśli przy okazji jest to spójne z Twoimi artystycznymi celami, fantastycznie!
Jeżeli natomiast głowa mówi coś innego niż serce, to znaczy łatwiej Ci się na przykład wyrazić po angielsku, ale Twoja publiczność oczekuje tekstów po polsku i zależy Ci, żeby budować i wzmacniać relację z nią, zdecyduj, co w tym momencie jest Twoim priorytetem.
A żeby ta decyzja była nieco łatwiejsza, przypomnę Ci, że nie jest ostateczna. Żadna decyzja artystyczna, którą podejmujesz, nie kształtuje Ciebie ani Twojej drogi raz na zawsze. Możesz te decyzje zmieniać, poszukiwać, eksplorować, eksperymentować, kiedy tylko poczujesz, że przyszedł na to odpowiedni moment.
PS. Jeśli jednak chcesz pisać teksty w języku angielskim, w następnym poście znajdziesz kilka podpowiedzi, jak to robić dobrze.
One Reply to “Dylemat polskich tekściarek i tekściarzy – czy pisać teksty po angielsku (perspektywa piosenkopisarki i vocal coachki)”